środa, 30 października 2013

Candy i nowości w 13 arts

Zajrzyjcie jakie nowości pojawiły się w 13 arts :) Mi podobają się wszystkie nowe produkty, ale najbardziej do gustu przypadły mi papiery i cudowna maska - zegary :)




niedziela, 27 października 2013

Segregator na przepisy

Jakoś tak wzięło mnie na segregatory... Iza, to Twoja zasługa. Gdyby nie Twój pomysł, to dalej by leżały gdzieś na dnie szuflady i się kurzyły... Moje bazy segregatorowe, oczywiście :)

Tym razem powstał duży segregator - A4 :) Poszła na niego cała kolekcja papierów brązowo - niebieskich od UHK. Bardzo je lubię i jakoś tak zawsze pasują mi do każdej pracy. Ozdobami segregatora są dzbanuszek i czajniczki  :)












czwartek, 17 października 2013

Ukraina 2013 - cz. 2 – Ztraceni v Karpatech :)


Po dłuższej przerwie wracam wspomnieniami do wakacji... :)




Czwarty dzień wyjazdu był bardzo bogaty we wrażenia. Rozpoczęliśmy go od wspólnego śniadania na baszcie :) To znaczy, zajęliśmy dwa piętra moteliku i na naszym, wyższym, mieliśmy półkolisty taras, otoczony blankami – jak na jakimś średniowiecznym zamku. Na stole widać różne wiktuały, ale naszą podstawę żywieniową na całym wyjeździe stanowiły kanapki z pasztetem, cebulą i keczupem.





Pierwszym punktem zwiedzania miała być miejscowość Serednie. Ale przez grzbiet, oddzielający ją od Użhorodu, oczywiście nie mogliśmy jechać najprostszą trasą – kierowcy musieli w końcu wypróbować walory terenowe swoich maszyn :) Skręciliśmy więc w nieco przypadkową drogę, wiodącą pod górę, w las. Mapa mówiła, że da się nią dojechać, ale nie mieliśmy pojęcia, w jakim ta droga jest stanie. To było więc najdłuższe kilka kilometrów... :) Początkowo nic nie zapowiadało problemów – ładny, płaski żwirek...


Po pewnym czasie okazało się jednak, że grunt ucieka spod kół :)


Trudno było jechać okrakiem nad koleiną, wyżłobioną kołami krazów i uazów.


Dowiedziałam się, co znaczy taka zielona lampka na desce rozdzielczej – włączony napęd na cztery koła:




W końcu, nie można było jechać ani nad koleiną – bo za szeroka, ani samymi koleinami – bo za głębokie. Honor zaś nie pozwalał się wszak wycofać. I jakby dokładnie w temacie, z odtwarzacza mp3 leciała akurat piosenka XIII. Století: „Ztraceni v Karpatech na dlouhých tisíc let, kráčíme cestou najít nový svět...” :)


Górki trzeba było rozkopać, a dołki zasypać gałęziami, konarami i pniakami. Więc cztery pary umięśnionych męskich rąk chwyciły za łopaty i toporki. A trzy pary rąk żeńskich – za aparaty i kamery :)
 

Grzbiet udało się przejechać, a na zjeździe, jako nagroda, rosły dorodne śliwki, które dosłownie ocierały się o szyby samochodów. Nie trzeba było nawet wysiadać, żeby je nazrywać.




Ale jednak wysiedliśmy, bo i po paru godzinach walki z lasem należał się nam odpoczynek, a i w ogóle było tam ładnie :)





Najcenniejszym zabytkiem Seredniego są okazałe ruiny XII-wiecznego zamku templariuszy – jedynego takiego w dzisiejszych granicach Ukrainy. W potężnej, kwadratowej baszcie z białego kamienia, otoczonej ziemnym wałem, mieszkali rycerze, kontrolujący zakarpacki szlak solny. Ciekawe, że zamku nie wzniesiono na żadnym z licznych wzgórz, ale na równinie, możliwie blisko traktu handlowego. Dziś stoi wśród niskiej zabudowy, a wstęp nań jest bezpłatny.




Ruiny są wzorowo zabezpieczone pod względem przeciwpożarowym :)




Słyszeliśmy o pochyłych jeziorach, przeznaczonych dla narciarstwa wodnego, ale pochyłe boisko piłkarskie widzieliśmy po raz pierwszy. To zapewne był jeden z zapasowych stadionów na Euro 2012 :)


Drugim punktem wycieczki było Mukaczewo, słynne z największej na Zakarpaciu twierdzy, stojącej na samotnym wzgórzu poza miastem, doskonale widocznej już z daleka.



Zamek zachował się do dziś w całkiem niezłym stanie i godzien jest odwiedzenia raczej właśnie z uwagi na swoją architekturę. Kupując bilet, czy konkretnie, płacąc kilkanaście hrywien panu na bramie, zyskuje się pełną swobodę zaglądania we wszystkie krużganki, bastiony i inne zakamarki ogromnej budowli. Oznaczeń czy strzałek nie ma prawie w ogóle, zatem, aby nic nie umknęło, trzeba po prostu próbować otwierać wszystkie drzwi :)





W komnatach urządzono liczne ekspozycje. Parter zajmuje wystawa etnograficzna, historyczna i starych pocztówek. Na pierwszym piętrze znajduje się galeria obrazów, izba tortur, wystawy: mebli, pisanek, historii zakarpackich Żydów i Bułgarów oraz izby pamięci Sándora Petőfiego i dynastii Rakoczych, jak również, ekumeniczna kaplica. Na drugim piętrze – ekspozycje: przyrodnicza, gospodarstwa wiejskiego, kowalstwa, garncarstwa, pszczelarstwa, hodowli winogron i produkcji wina oraz rekonstrukcja wnętrza wiejskiej karczmy.



Niestety, ilość nie idzie jednak w parze z jakością. Zakurzone, ciemne pomieszczenia, przypadkowe i nie opisane eksponaty wątpliwej wartości przywodzą na myśl polskie muzea sprzed mniej-więcej ćwierćwiecza...







Na bastionach stoją pomniki – kolumna z Turulem, czyli mitycznym ptakiem, który przeprowadził madziarskie plemiona przez Karpaty, oraz statua Ilony Zrínyi (która kierowała obroną zamku podczas antyhabsburskiego powstania) i jej syna, Franciszka II Rakoczego. Na dziedzińcu zawieszone są liczne tablice pamiątkowe. Na jednej z nich możemy przeczytać, że w latach 1805-1806 na zamku przechowywano węgierską relikwię narodową - koronę św. Stefana, w celu uchronienia jej przed wojskami Napoleona.



Bardzo pozytywne wrażenie robi natomiast samo miasto. W ścisłym centrum dwie długie ulice (i kilka mniejszych) zamieniono na deptaki. W lipcowe popołudnie były one pełne ludzi. Przy placu, na styku obu deptaków, stoi ratusz o ciekawej architekturze.




Na deptaku stoi kilka rzeźb i pomników, z których chyba najsympatyczniejszy jest mukaczewski kominiarz, z nieodłącznym kotem.




A późnym popołudniem wyjechaliśmy ponownie w stronę głównego grzbietu Karpat, decydując się następną noc spędzić na dziko, pod namiotami. Zaglądając tu i ówdzie, znaleźliśmy, obrośniętą wprawdzie dwumetrowym barszczem Sosnowskiego, ale bardzo miłą polankę w zakolu rzeki Latoricy. Tam też rozbiliśmy obóz.




(c.d.n.)

niedziela, 13 października 2013

Segregator na przepisy

Segregator, który kupiłam dawno temu, w początkowym okresie swojego zachwytu scrapowaniem, w końcu udało mi się odpowiednio ozdobić. Zasługa w tym piątkowego spotkania z Izą, która zaproponowała, żebyśmy zrobiły segregator na przepisy. Od razu przypomniały mi się moje segregatory, które, jak sobie w końcu przypomniałam, kupiłam na Słowacji. Jest to baza w kolorze papieru pakowego - specjalnie do samodzielnego oklejenia.
Do ozdoby użyłam papierów o tematyce kulinarnej z Galerii Papieru, tekturek z Wycinanki oraz wykrojnika w kształcie fartuszka.










Chciałam się jeszcze pochwalić swoją wygraną w Candy u Karmeleiro. Dostałam mnóstwo papierów Studio75 (całe kolekcje) - oczywiście, wszystkie przepiękne. Do tego koronka, wstążeczki, ćwieki... Wszystko bardzo mi się podoba i wszystko się przyda :)



niedziela, 6 października 2013

Kartka i zakładka

Wczorajszy wieczór spędziłam w bardzo miłym towarzystwie 3 scrapowych koleżanek, a jego wynikiem jest kartka z całym mnóstwem kwiatów. Od dawna obserwowałam je na blogu Cynki, ale wczoraj to Iza poinstruowała mnie dokładnie, jak należy zrobić taką kartkę. Uwielbiam taką ilość kwiatków, chociaż problem powstaje, gdy chcę taką kartkę włożyć do koperty. Niestety, nijak się nie da - cała masa kwiatów stawia zaciekły opór. Jedynym ratunkiem jest zrobienie pudełeczka do takiej kartki :) Kartka nie ma jeszcze żadnego napisu, ale jak nadarzy się okazja, dodam właściwy :)





Zakładką, którą chcę jeszcze pokazać powstała już w zaciszu mojego własnego pokoju i na okropnie zabałaganionym biurku. Oczywiście, na biurku były same potrzebne rzeczy, począwszy od stempelków, na kleju kończąc :) Zakładka zrobiona na prośbę koleżanki - miało być morze i jest morze :)

Chciałam jeszcze tylko nadmienić, że na zakładce są rysunki mojej drugiej połowy - ja niestety mam dwie lewe ręce jeśli chodzi o rysowanie. Na szczęście od czasu do czasu mogę wykorzystać talent zdolniejszych ode mnie :)






wtorek, 1 października 2013

Przepiśniki dwa

Bardzo lubię robić przepiśniki, przede wszystkim dlatego, że są naprawdę pożyteczne :) 
Tym razem zrobiłam aż dwa. Jeden czekał bardzo długo na swoją kolejkę. Baza zakupiona w Wycinance przeleżała u mnie chyba ze dwa lata. Ale po zrobieniu tego przepiśnika stwierdziłam nieskromnie, że chyba podoba mi się najbardziej spośród wszystkich przepiśników, które zrobiłam do tej pory. Cóż w nim takiego niezwykłego? Chyba przekładki w środku z wyciętymi po brzegach sztućcami - dzielą przepiśnik na części. Dzięki nim można sobie tematycznie pozapisywać przepisy na przeróżne pyszności :) Do jego ozdobienia użyłam moich ulubionych ostatnio papierów z UHK GALLERY :) Jak również, tekturek i stempelków - o tematyce kuchennej, oczywiście :)

Przepiśnik tak się prezentuje:












Drugi jest w kolorach, które raczej rzadko stosuję. Zielony wprawdzie dosyć często się pojawia, ale chyba jeszcze nigdy do tej pory w połączeniu z żółtym. Na okładce fartuszek, wycięty wykrojnikiem. Oj, bardzo jestem zadowolona z tego wykrojnika :)

Oto przepiśnik numer dwa: