Są dwie, a właściwie trzy, drogi, jakimi można dostać się z
Ałuszty do Sudaku i Nowego Światu. Zdawałoby się, że najprostsza to rejs statkiem wzdłuż wybrzeża. Ale niestety,
nie wiedzieć czemu, o ile Ałuszta i
przystanie na zachód od niej są połączone całkiem niezłą siecią regularnych
rejsów, o tyle na wschód od Ałuszty dostać się jest trudno (i drogo – trzeba
wziąć udział w zorganizowanej wycieczce za sto parędziesiąt – kilkaset
hrywien). Ta droga więc zdecydowanie odpada. Druga droga to utrzymywana przez cały rok szosa przez Symferopol,
Biełogorsk i Stary Krym – ale wiedzie ona mocno dookoła.
My wybraliśmy więc trzecią opcję, choć prawdę mówiąc, nie
wiedziałam, w co się pakuję...
Mickiewicz opisał uroki przemieszczania się po górskich
drogach Krymu w ten sposób: „zmów pacierz, opuść wodze, odwróć na bok lica – tu
jeździec końskim nogom swój rozum powierza”. I to się miejscami nie zmieniło do
dziś, tyko zamiast końskich nóg, współczesny podróżny powierza swój rozum
kierowcy marszrutki.
Serpentyny zaczęły się zaraz za Ałusztą – w miejscu, gdzie do
morza dochodzą południowe zbocza masywu Demerdżi. Podczas takiej podróży,
człowiek zastanawia się, czy patrzeć na piękno przyrody, będąc jednocześnie
świadomym, że kierowca pędzi 80 km/h po skraju kilkudziesięciometrowej
przepaści, czy utkwić wzrok w fotel i starać się nie myśleć o powyższym. Jednym
słowem – i pięknie, i straszno. Ale trudno jest odwracać wzrok, gdy widać na przykład skalistą jajłę
Demerdżi od strony południowej – może w przyszłym roku tam wejdziemy...? :)
Następnie, marszrutka zjechała niemal na sam brzeg morza,
zatrzymując się w trzech kurortach – Sołnecznogorskoje, Małoreczenskoje i
Rybacze. W tym drugim, stoi budowla unikatowa pod względem swojego przeznaczenia
– cerkiew Opieki Najświętszej Bogurodzicy, będąca jednocześnie latarnią morską
(widać ją zresztą z plaży w Ałuszcie).
Potem zaczął się drugi odcinek górski, równie przerażający,
co poprzedni... Tym razem, tłem dla rozległego widoku była ogromna, największa chyba
na Krymie, jajła Karabi.
I znowu zjazd na brzeg morza, do kurortu Morskoje.
A potem znowu góry, ale już niższe. Wciąż jednak nie
porośnięte lasem, dzięki czemu, widoki można było podziwiać aż do samego końca
podróży.
Dworzec autobusowy w Sudaku jest położony dość daleko od
miasta, ale zaraz za nim znajduje się obszerny plac, skąd co chwila startują
marszrutki (linie mają nawet numery!) do centrum, pod twierdzę i do Nowego
Światu.
Samo miasto rozciągnięte jest przede wszystkim wzdłuż ulicy Lenina, przy której mieści się większość urzędów, sklepów i restauracji. Odchodzi od niej w kierunku morza kilka promenad – raz lepiej, raz gorzej utrzymanych.
Samo miasto rozciągnięte jest przede wszystkim wzdłuż ulicy Lenina, przy której mieści się większość urzędów, sklepów i restauracji. Odchodzi od niej w kierunku morza kilka promenad – raz lepiej, raz gorzej utrzymanych.
Przy ul. Lenina stoi niepozorny pomnik – jedyny taki, jaki
znaleźliśmy na Krymie, choć upamiętnia on jedno z najtragiczniejszych wydarzeń
z historii tych ziem. Prosta kolumna z czarnego kamienia jest zwieńczona tangą
(czyli rodzajem herbu) Chanatu Krymskiego, używaną do dziś, jako symbol narodowy
tutejszych Tatarów. Na kolumnie – napis: „18 MAY 1944” i jeszcze jakiś napis po
arabsku. Po ukraińsku, czy rosyjsku – ani słowa. Ale data mówi sama za siebie – pomnik upamiętnia zarządzoną
przez Stalina akcję wysiedleńczą, podczas której kilkaset tysięcy Tatarów, za
rzekomą kolaborację z Niemcami, zostało wygnanych ze swojej ojczyzny i zesłanych
w głąb ZSRR. Niecały rok później, na tak „oczyszczonym” Krymie odbyła się konferencja
jałtańska...
Wzdłuż samego wybrzeża ciągnie się deptak, a na nim,
oczywiście – sklepiki, stragany i bary z przekąskami. Plaże są tu dość szerokie
i nawet w sporej części bezpłatne. Miasto i port leżą w zatoczce między Górą
Forteczną na zachodzie i Ałczak-Kaja na wschodzie. Nad wszystkim góruje
twierdza genueńska – chyba najlepiej zachowana ze wszystkich, istniejących na
Krymie. Muzeum regionalne, o zgrozo, nawet w szczycie sezonu zamknięte jest nie
tylko w poniedziałki, ale i we wtorki. A my byliśmy w Sudaku akurat we
wtorek... Można było tylko zwiedzić ekspozycję figur woskowych.
Kilka kilometrów od Sudaku leży miejscowość Nowy Świat. Jest
to kolejna mała zatoczka, położona między górami Kusz-Kaja i Koba-Kaja, a jej specyficzny mikroklimat sprzyja ponoć niebywale hodowli winorośli. Dostać można
się tam tylko jedną, jedyną drogą z Sudaku. Marszrutki nie ma jednak sensu
łapać po drodze – kursują przepełnione do granic możliwości. Sensowniej jest
podjechać z miasta na dworzec i tam wsiąść na pętli. Można się nawet załapać na
miejsce siedzące.
Myślałam, że droga przez góry do Sudaku jest straszna...
Okazało się jednak, że może być coś gorszego. Droga do Nowego Światu biegnie na
sporym odcinku po półce skalnej, wyciętej w zboczu góry... Od strony morza
oczywiście zieje przepaść... I jeszcze te żółte gazociągi, które po Krymie (i w
ogóle często po Ukrainie) biegną na powierzchni ziemi, wzdłuż dróg...
Nowy Świat to urokliwy kurorcik, plus fabryka wina. W pałacu
jej założyciela – księcia Lwa Golicyna – mieści się obecnie muzeum winiarstwa.
Ponadto, można przejść się ścieżką dydaktyczną po rezerwacie przyrody na
Koba-Kaja.
Do Ałuszty wolałam wrócić powoli, spokojnie, sposobem numer
2, czyli drogą okrężną przez Symferopol... :)
(c.d.n.)
Kolejna piękna relacja i cudne zdjęcia, na których klimat co najmniej "śródziemnomorski" :)
OdpowiedzUsuńNo to "opuściłaś wodze"!:)))
OdpowiedzUsuńKobieto,powinnaś przewodniki pisać!Tak dokładnie, ilustrując pięknymi zdjeciami przedstawiłaś nam kolejną część podrózy.
Mam jednak malutki niedosyt i pozwolę sobie zadać pytania:dlaczego autorka jest na plazy w ubraniu,niemalże zapięta pod szyję i czy autorka przywiozła choć butelczynę wspomnianego winka i czy najwierniejsze czytelniczki będą mogły owego trunku posmakować?:)))))
Pozdrawiam:)
Tak jak sobie czytam nazwy miejscowości to pamiętam je z opowieści znajomych (pisałam o nich wcześniej). Bardzo tam ładnie jest. A.
OdpowiedzUsuń