niedziela, 19 sierpnia 2012

Podróż na Krym – część 2 – Sudak i Nowy Świat


Są dwie, a właściwie trzy, drogi, jakimi można dostać się z Ałuszty do Sudaku i Nowego Światu.  Zdawałoby się, że najprostsza to rejs statkiem wzdłuż wybrzeża. Ale niestety, nie wiedzieć czemu, o ile  Ałuszta i przystanie na zachód od niej są połączone całkiem niezłą siecią regularnych rejsów, o tyle na wschód od Ałuszty dostać się jest trudno (i drogo – trzeba wziąć udział w zorganizowanej wycieczce za sto parędziesiąt – kilkaset hrywien). Ta droga więc zdecydowanie odpada. Druga droga to utrzymywana przez cały rok szosa przez Symferopol, Biełogorsk i Stary Krym – ale wiedzie ona mocno dookoła.

My wybraliśmy więc trzecią opcję, choć prawdę mówiąc, nie wiedziałam, w co się pakuję...

Mickiewicz opisał uroki przemieszczania się po górskich drogach Krymu w ten sposób: „zmów pacierz, opuść wodze, odwróć na bok lica – tu jeździec końskim nogom swój rozum powierza”. I to się miejscami nie zmieniło do dziś, tyko zamiast końskich nóg, współczesny podróżny powierza swój rozum kierowcy marszrutki.

Serpentyny zaczęły się zaraz za Ałusztą – w miejscu, gdzie do morza dochodzą południowe zbocza masywu Demerdżi. Podczas takiej podróży, człowiek zastanawia się, czy patrzeć na piękno przyrody, będąc jednocześnie świadomym, że kierowca pędzi 80 km/h po skraju kilkudziesięciometrowej przepaści, czy utkwić wzrok w fotel i starać się nie myśleć o powyższym. Jednym słowem – i pięknie, i straszno. Ale trudno jest odwracać wzrok, gdy widać na przykład skalistą jajłę Demerdżi od strony południowej – może w przyszłym roku tam wejdziemy...? :)


Następnie, marszrutka zjechała niemal na sam brzeg morza, zatrzymując się w trzech kurortach – Sołnecznogorskoje, Małoreczenskoje i Rybacze. W tym drugim, stoi budowla unikatowa pod względem swojego przeznaczenia – cerkiew Opieki Najświętszej Bogurodzicy, będąca jednocześnie latarnią morską (widać ją zresztą z plaży w Ałuszcie).


Potem zaczął się drugi odcinek górski, równie przerażający, co poprzedni... Tym razem, tłem dla rozległego widoku była ogromna, największa chyba na Krymie, jajła Karabi.










 I znowu zjazd na brzeg morza, do kurortu Morskoje.


A potem znowu góry, ale już niższe. Wciąż jednak nie porośnięte lasem, dzięki czemu, widoki można było podziwiać aż do samego końca podróży.

Dworzec autobusowy w Sudaku jest położony dość daleko od miasta, ale zaraz za nim znajduje się obszerny plac, skąd co chwila startują marszrutki (linie mają nawet numery!) do centrum, pod twierdzę i do Nowego Światu.

Samo miasto rozciągnięte jest przede wszystkim wzdłuż ulicy Lenina, przy której mieści się większość urzędów, sklepów i restauracji. Odchodzi od niej w kierunku morza kilka promenad – raz lepiej, raz gorzej utrzymanych.


Przy ul. Lenina stoi niepozorny pomnik – jedyny taki, jaki znaleźliśmy na Krymie, choć upamiętnia on jedno z najtragiczniejszych wydarzeń z historii tych ziem. Prosta kolumna z czarnego kamienia jest zwieńczona tangą (czyli rodzajem herbu) Chanatu Krymskiego, używaną do dziś, jako symbol narodowy tutejszych Tatarów. Na kolumnie – napis: „18 MAY 1944” i jeszcze jakiś napis po arabsku. Po ukraińsku, czy rosyjsku – ani słowa. Ale data mówi sama za siebie – pomnik upamiętnia zarządzoną przez Stalina akcję wysiedleńczą, podczas której kilkaset tysięcy Tatarów, za rzekomą kolaborację z Niemcami, zostało wygnanych ze swojej ojczyzny i zesłanych w głąb ZSRR. Niecały rok później, na tak „oczyszczonym” Krymie odbyła się konferencja jałtańska...


Wzdłuż samego wybrzeża ciągnie się deptak, a na nim, oczywiście – sklepiki, stragany i bary z przekąskami. Plaże są tu dość szerokie i nawet w sporej części bezpłatne. Miasto i port leżą w zatoczce między Górą Forteczną na zachodzie i Ałczak-Kaja na wschodzie. Nad wszystkim góruje twierdza genueńska – chyba najlepiej zachowana ze wszystkich, istniejących na Krymie. Muzeum regionalne, o zgrozo, nawet w szczycie sezonu zamknięte jest nie tylko w poniedziałki, ale i we wtorki. A my byliśmy w Sudaku akurat we wtorek... Można było tylko zwiedzić ekspozycję figur woskowych.








Kilka kilometrów od Sudaku leży miejscowość Nowy Świat. Jest to kolejna mała zatoczka, położona między górami Kusz-Kaja i Koba-Kaja, a jej specyficzny mikroklimat sprzyja ponoć niebywale hodowli winorośli. Dostać można się tam tylko jedną, jedyną drogą z Sudaku. Marszrutki nie ma jednak sensu łapać po drodze – kursują przepełnione do granic możliwości. Sensowniej jest podjechać z miasta na dworzec i tam wsiąść na pętli. Można się nawet załapać na miejsce siedzące.

Myślałam, że droga przez góry do Sudaku jest straszna... Okazało się jednak, że może być coś gorszego. Droga do Nowego Światu biegnie na sporym odcinku po półce skalnej, wyciętej w zboczu góry... Od strony morza oczywiście zieje przepaść... I jeszcze te żółte gazociągi, które po Krymie (i w ogóle często po Ukrainie) biegną na powierzchni ziemi, wzdłuż dróg...







Nowy Świat to urokliwy kurorcik, plus fabryka wina. W pałacu jej założyciela – księcia Lwa Golicyna – mieści się obecnie muzeum winiarstwa. Ponadto, można przejść się ścieżką dydaktyczną po rezerwacie przyrody na Koba-Kaja.




Do Ałuszty wolałam wrócić powoli, spokojnie, sposobem numer 2, czyli drogą okrężną przez Symferopol... :)

(c.d.n.)

3 komentarze:

  1. Kolejna piękna relacja i cudne zdjęcia, na których klimat co najmniej "śródziemnomorski" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to "opuściłaś wodze"!:)))
    Kobieto,powinnaś przewodniki pisać!Tak dokładnie, ilustrując pięknymi zdjeciami przedstawiłaś nam kolejną część podrózy.
    Mam jednak malutki niedosyt i pozwolę sobie zadać pytania:dlaczego autorka jest na plazy w ubraniu,niemalże zapięta pod szyję i czy autorka przywiozła choć butelczynę wspomnianego winka i czy najwierniejsze czytelniczki będą mogły owego trunku posmakować?:)))))
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak sobie czytam nazwy miejscowości to pamiętam je z opowieści znajomych (pisałam o nich wcześniej). Bardzo tam ładnie jest. A.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarze :)