piątek, 11 lipca 2014

Ukraina 2013 - cz. 7 – Wewnątrz wielkiego jaja :)

Zbliża się kolejny wyjazd na Ukrainę, a ja z przerażeniem stwierdzam, że jeszcze nie dokończyłam opisywać zeszłorocznego... Czym prędzej muszę więc tę zaległość nadrobić :)

Z Rafajłowej pojechaliśmy do Pniowa, zwiedzić ruiny zamku Kuropatwów. Z zamku zachował się obwód murów i przylegające do niego baszty, zaś na rozległy dziedziniec można wjechać samochodem. Widać, że niektóre komnaty ktoś próbował restaurować, ale albo zabrakło mu chęci, albo pieniędzy.




Głównym punktem tego i następnego dnia była jednak Kołomyja - bardzo sympatyczne miasto, z całkiem obficie zachowaną i w miarę starannie utrzymaną zabudową z końca XIX i początku XX wieku. Zatrzymaliśmy się w położonym w ścisłym centrum hoteliku, w którym można było też skorzystać z sauny – zgodnie z instrukcją, dostępną w recepcji :)


Dzień nie był specjalnie słoneczny. Raz po raz chmurzyło się, ale cały czas było niesamowicie gorąco, parno i bezwietrznie. Był to jeden z takich dni, kiedy człowiek poci się od samego istnienia :) Pospacerowaliśmy uliczkami wśród kamieniczek, zajrzeliśmy też oczywiście na bazar.














W Kołomyi zachowały się liczne, polskie pamiątki – pomnik Mickiewicza, tablica pamiątkowa Krasińskiego oraz starannie odrestaurowany kościół parafialny, w którym przechowywana jest przedwojenna płyta Grobu Nieznanego Żołnierza.






Zachował się też bardzo duży, stary polski cmentarz, który obecnie przedstawia obraz nędzy i rozpaczy - pomimo tablic, mówiących o jego odrestaurowaniu za pieniądze różnych Bardzo Ważnych Osób i Instytucji. W rzeczywistości, zainstalowano tylko nową bramę i uporządkowano kwatery tuż za nią. Dalej rozciąga się dżungla, poprzetykana zdewastowanymi grobowcami i pomnikami.






W mieście odwiedziliśmy trzy muzea: Huculskie - z obszerną ekspozycją etnograficzną, Miejskie – niedawno otwarte, z bardzo ciekawymi ekspozycjami, traktującymi o wszelkich aspektach historii miasta oraz Muzeum Pisanki – jak nietrudno domyślić się po wyglądzie budynku :) Tak, do tego jajka się wchodzi!




Po południu jedenastego dnia pojechaliśmy w stronę Lwowa, po drodze zatrzymując się w Haliczu, aby zwiedzić zamek i pospacerować po niedużej starówce.




A ten dzbanuszek to jest studnia – gdyby ktoś nie wiedział :)



(c. d. n.)

1 komentarz:

  1. aż by się chciało tam pojechać :D studnia-dzbanek genialna :D tak samo jak ta instrukcja do sauny ;D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarze :)