Zbliża
się kolejny wyjazd na Ukrainę, a ja z przerażeniem stwierdzam, że jeszcze nie dokończyłam
opisywać zeszłorocznego... Czym prędzej muszę więc tę zaległość
nadrobić :)
Z
Rafajłowej pojechaliśmy do Pniowa, zwiedzić ruiny zamku
Kuropatwów. Z zamku zachował się obwód murów i przylegające do
niego baszty, zaś na rozległy dziedziniec można wjechać
samochodem. Widać, że niektóre komnaty ktoś próbował
restaurować, ale albo zabrakło mu chęci, albo pieniędzy.
Głównym
punktem tego i następnego dnia była jednak Kołomyja - bardzo sympatyczne miasto, z całkiem obficie zachowaną i w miarę starannie utrzymaną
zabudową z końca XIX i początku XX wieku. Zatrzymaliśmy się w
położonym w ścisłym centrum hoteliku, w którym można było też
skorzystać z sauny – zgodnie z instrukcją, dostępną w recepcji :)
Dzień nie był specjalnie słoneczny. Raz po
raz chmurzyło się, ale cały czas było niesamowicie gorąco,
parno i bezwietrznie. Był to jeden z takich dni, kiedy człowiek
poci się od samego istnienia :) Pospacerowaliśmy uliczkami wśród
kamieniczek, zajrzeliśmy też oczywiście na bazar.
W
Kołomyi zachowały się liczne, polskie pamiątki – pomnik
Mickiewicza, tablica pamiątkowa Krasińskiego oraz starannie
odrestaurowany kościół parafialny, w którym przechowywana jest
przedwojenna płyta Grobu Nieznanego Żołnierza.
Zachował się też bardzo duży, stary polski cmentarz, który obecnie przedstawia obraz nędzy i rozpaczy - pomimo tablic, mówiących o jego odrestaurowaniu za pieniądze różnych Bardzo Ważnych Osób i Instytucji. W rzeczywistości, zainstalowano tylko nową bramę i uporządkowano kwatery tuż za nią. Dalej rozciąga się dżungla, poprzetykana zdewastowanymi grobowcami i pomnikami.
W
mieście odwiedziliśmy trzy muzea: Huculskie - z obszerną
ekspozycją etnograficzną, Miejskie – niedawno otwarte, z bardzo
ciekawymi ekspozycjami, traktującymi o wszelkich aspektach historii
miasta oraz Muzeum Pisanki – jak nietrudno domyślić się po
wyglądzie budynku :) Tak, do tego jajka się wchodzi!
Po
południu jedenastego dnia pojechaliśmy w stronę Lwowa, po drodze
zatrzymując się w Haliczu, aby zwiedzić zamek i pospacerować po
niedużej starówce.
A
ten dzbanuszek to jest studnia – gdyby ktoś nie wiedział :)
(c.
d. n.)
aż by się chciało tam pojechać :D studnia-dzbanek genialna :D tak samo jak ta instrukcja do sauny ;D
OdpowiedzUsuń